Jak stać się szczęściarzem? O przyciąganiu pomyślnego losu.

Choć przypadek zawsze pozostanie przypadkiem to szansa na niektóre pozytywne zdarzenia w statystycznie nieopisywalny sposób może być przez nas zwiększana.

Jak stać się szczęściarzem? O przyciąganiu pomyślnego losu.

Pisząc o szczęściu Władysław Tatarkiewicz wskazuje, że pozytywne ale całkowicie niekontrolowalne zdarzenie, nie jest tym, do czego możemy dążyć. Pozostając poza naszym wpływem nie może być naszym celem. Znalezienie stu złotych na ulicy uznam za całkiem miłe zdarzenie ale uzależnienie wysokości dochodu od tego, ile pieniędzy znajdę spacerując po ulicach, nie wydaje się być najlepszym sposobem na spinanie budżetu domowego. A jednak większość z nas próbuje kontrolować to, jak toczy się koło fortuny, a niektóre badania wskazują, że nie jest to całkiem pozbawione sensu.

Ludzie już dawno uświadomili sobie rolę, jaką przypadek odgrywa w ich życiu. Nie może więc dziwić, że próbują go okiełznać, zdobyć nad nim kontrolę, nałożyć homonto i zmusić by orał ich pole. To dlatego ulegamy przesądom, które stanowią próbę kontroli rzeczywistości i wpływania na nią. Samo poczucie niepewności może być przerażające. Nie lubimy go, dlatego dążenie do kontroli ujawnia się wszędzie. Badania pokazują, że wybierając zdrapkę silniej wierzymy w to, że wygramy, gdy to my sami wybierzemy los, a nie wtedy gdy da nam go sprzedawca. Słabym ale jednak dowodem siły niektórych wierzeń niech będzie nadmiernie eksploatowana pierś Julii pod słynnym balkonem w Weronie. Każdy, kto jej dotknie podobno zwiększy w ten sposób pomyślność w sprawach sercowych. Poziom wytarcia wykonanej z brązu rzeźby, może stanowić dowód na siłę przesądu. A przy okazji skłania do refleksji: czy to tylko ja pamiętam, że Romeo i Julia nie skończyli dobrze?

Próbujemy okiełznać niekontrolowane. Chcąc zwiększyć swoje szczęście dotykamy tych, którzy już są szczęściarzami. Otaczamy się talizmanami, amuletami, kotkami machającymi łapką, szczęśliwymi numerkami. Trzymamy kciuki, stukamy w niepomalowane drewno. Boimy się czarnych kotów, rozsypanej soli,  przechodzenia pod drabiną i liczenia pierogów przed ugotowaniem. Badania CBOS z 2018 pokazują, że ponad połowa Polaków wierzy przynajmniej w jeden przesąd (najczęściej trzymanie kciuków i łapanie się za guzik na widok kominiarza), a co siódmy okazuje się być mocno zabobonny i wyznaje wiarę w 5 lub więcej przesądów. Zresztą nie tylko Polacy. Gdy trafił im się dobry połów angielscy rybacy unikali mydła i słodkiej wody ze strachu przed „zmyciem z siebie szczęścia”. Z tego samego powodu w chińskich wierzeniach ostrzega się przed praniem i myciem w niektóre „szczęśliwe dni” takie jak księżycowy nowy rok.

Przesądy hoduje się wśród artystów, nauczycieli czy sportowców. Słynne szorty University North Carolina noszone przez Michela Jordana pod spodenkami Chicago Bulls, szczęśliwe piłeczki golfistów albo używanie jednej pary skarpet przez cały turniej tenisowy: przesąd praktykowany przez  Serenę Williams (co, zważywszy na fakt, że Serena często dochodziła do finału przypomina mi jedną z tez Piotra Bałtroczyka: „skarpetki narciarskie zachowują świeżość przez cały okres trwania skipassu”).

W odwołującym się do tego rodzaju wierzeń poszukiwaniu szczęścia często wykorzystuje się tzw. magię sympatyczną – przekonanie, że zdarzenie mające określony charakter ciągnie za sobą inne zdarzenia o tym samym charakterze. Doświadczysz czegoś, co będzie świadczyło o braku szczęścia, przygotuj się na pecha. Zrobisz coś co będzie świadczyło o tym, że jesteś w czepku urodzony, czekaj na jakieś dobre zdarzenie. Los Angeles Times opisał historię piłkarskiej drużyny z Zimbabwe. Zespół o romantycznej nazwie: Midland Portland Cement przegrywał mecz za meczem. Chcąc odwrócić złą passę trener kazał zawodnikom wykąpać się w rzece Zambezi, w miejscu gdzie kąpiel jest zabroniona ze względu na silny prąd rzeki i obecność krokodyli. To nie przypadek, że wybrano właśnie to miejsce; zastosowano zasadę: jeżeli przeżyjesz to znaczy, że miałeś szczęście. A jak miałeś szczęście w rzece, to zacznie ci też ono sprzyjać na boisku. Do rzeki weszło 16 piłkarzy. Wyszło 15. Drużyna przegrywała dalej.

Homo sapiens nauczył się doceniać rolę, jaką łaska lub niełaska losu może odgrywać w kształtowaniu naszego życia. Jedno przypadkowe zdarzenie może odwrócić nasze życie do góry nogami, czasami na plus, innym razem, na minus. Świetnie pokazał to „Przypadek” Krzysztofa Kieślowskiego, w którym życie głównego bohatera, Witka Długosza (w tej roli Bogusław Linda), toczy się  całkowicie odmiennie, w zależności od tego, czy zdążył czy nie zdążył na uciekający pociąg. Podobnie jest w „Biegnij Lola, biegnij”, w którym tytułowa bohaterka wybiega ze swojego mieszkania i biegnie ratować swojego chłopaka.

Oczywiście, większość ludzi nie wierzy, że przesądy działają. Mnie, jako naukowcowi, wręcz wierzyć nie wypada, ale póki coś nie zostanie zbadane, nie można też tego po prostu odrzucić. No więc zbadano. Zmieniano czarnego kota na białego i okazywało się, że nie ma to żadnego znaczenia dla wyniku uzyskiwanego przez badanych. Chuchanie w kostki przed rzuceniem w kasynie, też nie pomogło.

Szczęśliwi mają fuksa

Nawet jeżeli nie wierzymy, że rzucając dopiero co wyrwanego zęba przez lewie ramię, zapewnimy sobie powodzenie w sprawach finansowych; nie siadamy na rogu przed zamążpójściem, nie wiążemy dziecku czerwonej wstążki na wózku by nikt nie rzucił na nie uroku; u większości z nas pojawia się pewnie myśl: a gdyby tak móc wpłynąć na to by coś dobrego nam się przytrafiło. Ostatnie badania pokazują, że to nie jest wcale głupie.

Prace Richarda Wisemana przekonują nas, że bycie farciarzem nie jest efektem działania magii. Nie jest też zapisane w gwiazdach. Nie urodziliśmy się z taką cechą. Szczęśliwy traf pozostaje poza naszą kontrolą. A pomimo to nasze myśli i zachowania wydają się być częściowo powiązane z tym, co nam się przytrafia.

W jednym z badań zapytano uczestników o to, czy uważają się za osoby, którym często zdarzają się uśmiechy losu. Następnie każdy z badanych dostał do ręki gazetę, i zadanie policzenia wszystkich zdjęć w niej umieszczonych.  Ufającym w negatywną koincydencję pechowcom wykonanie zadania zajmowało około dwóch minut. Osoby uważające się za wybrańców fortuny kończyły po kilku sekundach. Dlaczego? Na drugiej stronie gazety Wiseman wydrukował półstronicowe, napisane pięciocentymetrowymi literami, ogłoszenie:  „Przestań liczyć, w tej gazecie są 43 zdjęcia.” Pechowcy go nie zauważali, szczęściarze przeciwnie, od razu zwracali na nie uwagę. Podobne wyniki uzyskano, gdy w gazecie zamieszczono tekst: „Przestań liczyć. Powiedz eksperymentatorowi, że widzisz to ogłoszenie a dostaniesz 250 funtów nagrody”

Wierze w bycie farciarzem często towarzyszy większe poczucie odprężenia i mniejsza niestabilność emocjonalna. A w konsekwencji szczęśliwcy są bardziej skłonni dostrzegać możliwości, nawet jeśli się ich nie spodziewają.

Dobrze to obrazuje historia wynalezienia Viagry. Czy wiedziałeś o tym, że odkrycie właściwości niebieskiej pigułki zawdzięczamy przypadkowi i spostrzegawczej pielęgniarce? Sildenafil, aktywny składnik Viagry, został pierwotnie stworzony jako składnik leków na serce i naczynia krwionośne. Kiedy po testach na zwierzętach zaczęto badać ludzi wszystko szło dobrze, z tym jednak wyjątkiem, że mężczyźni uczestniczący w badaniach zwykle leżeli na brzuchach, kiedy do ich pokojów wchodziły pielęgniarki. Byli zawstydzeni i próbowali w ten sposób ukryć, że dostali erekcji. Okazało się, że lek rozszerza naczynia krwionośne tyle, że nie w sercu ale w penisie. Dzięki spostrzegawczej pielęgniarce naukowcy dowiedzieli się, że Sildenafil działał, choć nie dokładnie w tej części ciała, w której to było zaplanowane.

Nieszczęśliwcy przegapiają okazje, bo szukają czegoś innego, nie próbują,  Nie widzę ogłoszenia oferującego mi nagrodę bo jestem skupiony na szukaniu zdjęć. Idę na imprezę chcąc znaleźć nowego partnera, omija mnie okazja spotkania interesujących ludzi, którzy mogliby stać się moimi przyjaciółmi.

Trochę jak u Lecha Janerki: „Szukam wciąż okazji i je mam. I pięknie jest…”. Ludzie, którym sprzyja szczęście, okazują się też szukać zróżnicowania w swoim życiu. Choć czasami wydaje się to dziwaczne może mieć sens: tego typu zachowanie skutkuje zwiększeniem liczby i zakresu różnych możliwości. To jest trochę tak, jak z szukaniem spinek do mankietów. Nawet gdy kilkukrotnie sprawdzę szufladę, w której zawsze były, szukając ciągle w jednym, i tym samym miejscu nie zwiększę szansy na pomyślny wynik poszukiwań.

Badania Wisemana wskazują, że szczęściarze wywołują pozytywne zdarzenia dzięki temu, że potrafią tworzyć i dostrzegać przypadkowe okazje, podejmując decyzje częściej słuchają intuicji, tworzą samospełniające się przepowiednie i przyjmują postawę przemieniającą pechowe zdarzania w coś pozytywnego. Nieszczęśnicy robią odwrotnie, jak w ostatniej scenie filmu: „Głupi i Głupszy”.

Łut szczęścia, fuks, uśmiech losu o czym pisał też Władysław Tatarkiewicz są, z definicji, poza naszą kontrolą. Nie można na nich budować swojej przyszłości. Nie mogę zaplanować wygranej w totka czy znalezienia walizki pieniędzy. Wydaje się jednak, że choć przypadek pozostaje przypadkiem to ciągle szansa na niektóre pozytywne zdarzenia w statystycznie nieopisywalny sposób może być przez nas zwiększana.