Druzgocące doświadczenia zmieniają życie na lepsze? Złożona prawda o potraumatycznym rozwoju

Zwolennicy idei potraumatycznego rozwoju twierdzą, że tragiczne zdarzenia mogą uczynić nas silniejszymi, mądrzejszymi i bardziej empatycznymi. Niektórych naukowców to nie przekonuje.

Druzgocące doświadczenia zmieniają życie na lepsze? Złożona prawda o potraumatycznym rozwoju

Życie Dwayne’a Fieldsa, którego historię przytoczył swego czasu The Guardian, było pełne przemocy. Dorastając w londyńskim Stoke Newington dwa razy był kłuty nożem, trzy razy trzymano go na muszce. W końcu nadszedł dzień, który odmienił wszystko. Fields wdał się w bójkę z dzieciakami z sąsiedztwa. Jeden z nich wyciągnął pistolet, skierował go wprost wDwayne’a i pociągnął spust. Dwa razy. Zanim zdążył pociągnąć po raz trzeci koledzy go odciągnęli. Fields przeżył, bo jak się okazało pistolet nie wystrzelił. I to dwukrotnie. Ten incydent zmienił jego życie. Na początek przewartościował swoje cele i priorytety. Zaczął biegać ultramaratony, okrążył Jamajkę kajakiem, przeszedł pustynię Synaj.

Pogląd, że trudności i cierpienie mogą z czasem przekuć człowieka w lepszą wersję samego siebie, od dawna jest obecny w tradycjach religijnych i filozoficznych. Większość z nas napotkała, gdzieś na słowa Friedricha Nietzsche o tym, że „co nas nie zabije to nas wzmocni”. A w piątym rozdziale listu do Rzymian możemy przeczytać: „chlubimy się także z ucisków, wiedząc, że ucisk wyrabia wytrwałość, a wytrwałość – wypróbowaną cnotę, wypróbowana zaś cnota – nadzieję. A nadzieja zawieść nie może (…) (Rz 5, 3-5). Idea wywołanej traumatycznym przeżyciem zmiany jest też popularna w książkach czy filmach. Taki Batman, będąc świadkiem morderstwa swoich rodziców, staje się mścicielem, obrońcą uciśnionych i pogromcą przestępców. Łatwo nam sobie wyobrazić, że gdyby jego matka i ojciec żyli, Bruce Wayne skończyłby dobrą uczelnię, i zostałby doskonałym przedsiębiorcą, chroniącym bogaczy prawnikiem albo księgowym.

W latach 90. XX wieku również psychologowie i terapeuci zaczęli interesować się potencjalnymi korzyściami, jakie mogą wynikać z doświadczenia traumatycznego. To wtedy dwaj naukowcy z Uniwersytetu Północna Karolina, Richard Tedeschi i Lawrence Calhoun opublikowali w Journal of Traumatic Stress artykuł, który wskazywał, że skupianie się na cierpieniu przesłania nam dobro, które może wyniknąć z traumy. Obaj badacze zajmowali się osobami, które miały traumatyczne przeżycia z powodu  huraganów, wojen, przemocy domowej, śmierci bliskich czy choroby – i odkryli, że po pewnym czasie wielu z nich czuje się niejako inną, lepszą osobą. To właśnie doświadczenie traumy sprawiało, że część osób, zdobyła poczucie nowych możliwości w życiu i stała się otwarta na podążanie nowymi ścieżkami.

Dziś podobnych badań jest bardzo wiele. Jedno z nich przeprowadzono wśród osób, które przeżyły przejście tornada. Tornada należą do najczęściej doświadczanych przez ludzi klęsk żywiołowych. Tylko w USA odnotowuje się ich ponad 1000 rocznie. 22 maja 2011 roku po południu, jedno z najbardziej niszczycielskich tornad w historii Stanów Zjednoczonych nawiedziło Joplin w stanie Missouri, zabijając 161 osób, raniąc 1150 i niszcząc około jednej trzeciej domów. Badania, które zespół badaczy z Uniwersytetu Missouri przeprowadził 2 i pół roku po tym zdarzeniu wskazują, że u osób, które najsilniej doświadczyły symptomów stresu potraumatycznego, jednocześnie najwyraźniej zaobserwowano coś całkowicie przeciwnego: symptomy potraumatycznego wzrostu.

Wzrost potraumatyczny– to zmiana na lepsze będąca skutkiem mierzenia się, z jakimś bardzo trudnym doświadczeniem. Może on przybierać różne formy. Tedeschi i Calhoun zidentyfikowali trzy: zmiana w postrzeganiu samego siebie, zmiana w relacjach z innymi i zmiana w filozofii życiowej. Ludzie, którzy doświadczyli czegoś złego, mogą zacząć postrzegać samych siebie jako silniejszych, bardziej odpornych na trudności i zdolnych do radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Mogą również zmienić to, jak widzą siebie w relacjach z innymi, i to co czują wobec otaczających ich ludzi, a w efekcie odczuwać większą bliskość wobec innych i mieć silniejsze poczucie przynależności. W końcu mogą też zyskać poczucie celu, bardziej doceniać życie, zmienić priorytety w swoim życiu.

Potraumatyczny wzrost oznacza, że ludzie się zmieniają, stają się silniejsi, a załamanie, jakiego doświadczyli było katalizatorem tychże zmian. Co ważne i podkreślane przez wielu psychologów: nawet u osób, dla których trauma stała się początkiem zmiany na lepsze, ślady traumatycznych doświadczeń nie znikają.  Dobrze obrazują to słowa rabina Harolda Kushnera po tym, jak jego syn Aaron zmarł z powodu progerii  – choroby przyspieszającej proces starzenia.

Ze względu na życie i śmierć Aarona jestem bardziej wrażliwą osobą, skuteczniejszym pastorem, bardziej sympatycznym doradcą, niż kiedykolwiek byłbym bez tego. I oddałbym wszystkie te zdobycze w ciągu sekundy, gdybym mógł odzyskać syna. Gdybym mógł wybrać, zrezygnowałbym z całego duchowego wzrostu i głębi, które pojawiły się na mojej drodze dzięki naszym doświadczeniom... Ale nie mogę wybrać.

Zanurzamy się po to by za chwilę wypłynąć na powierzchnię silniejsi, odporniejsi, bardziej świadomi. Wszystko odbywa się inaczej niż w przypadku uszkodzenia ciała. Złamana noga zrośnie się, ale nigdy już nie będzie tak silna, jak była przed złamaniem. W hipotezie potraumatycznego wzrostu, z psychologicznego punktu widzenia, załamanie wyzwala pozytywne procesy, dzięki którym wznosimy się na poziom wyższy niż wcześniej.

Sami widzicie, jak bardzo jest to pociągające.

Tyle razy próbowaliśmy się zmienić i nigdy się nie udawało, aż w końcu wydarza się coś złego i znajdujemy w sobie siłę. Kto nie chciałby w to wierzyć?

Jest jednak problem: pogląd, że bolesne doświadczenie czyni nas mocniejszymi, nie musi być prawdą.

Z punktu widzenia nauki dowody gromadzone na potwierdzenie tezy o potraumatycznym wzroście , w dużej mierze mogą być tylko iluzoryczne.

Wzrost potraumatyczny zwykle bada się w oparciu o relacje osób, które go doświadczają. W takim przypadku naukowcy ignorują fakt, że ludzka pamięć jest niezwykle zawodna. Patrząc na to, co się stało w jego życiu, człowiek stara się nadać sens poszczególnym zdarzeniom, również tym złym, nad którymi nie ma kontroli. Wszyscy mamy tendencję do wymyślania różnych historii. Wymyślanie w tym przypadku nie oznacza świadomego manipulowania faktami, ale jest raczej efektem zamazywania niektórych elementów historii, przy jednoczesnym nadawaniu większego znaczenia innym. U badanych, którzy doświadczyli traumatycznych zdarzeń, obserwuje się też skłonność do „heroicznej narracji", czyli opowiadania o sobie jako o bohaterze, który przeszedł przez trudny czas i odniósł sukces.

Problemem jest również to, że badacze zwykle nie docierają do tych osób, które wzrostu nie doświadczyły. Nieco zaskakujące wydaje się że wzrostu doświadcza między 30 a 70 procent osób, które przeżyły wypadki transportowe, klęski żywiołowe, wojny, gwałty, choroby, rozpad rodziny, żałobę itd. Powodem tego, że prezentowane wyniki są tak optymistyczne może być m.in. fakt, iż badani zwykle nie mają możliwości zgłaszania zmian na gorsze. Gdy stworzy im się taką możliwość powszechność potraumatycznego wzrostu jest znacznie mniejsza. Tak wynika choćby z badania przeprowadzonego wśród osób, które przeżyły trzęsienie Ziemi w Nowej Zelandii.

Niektórzy badacze uważają też, że chęć badania traumy w kategoriach wzrostu bierze się z typowego dla krajów zachodnich podejścia polegającego na docenianiu pozytywnych emocji przy jednoczesnym unikaniu emocji negatywnych. W efekcie tworzy się toksyczne oczekiwanie, że ktoś wyjdzie wzmocniony.

Iara Meili i Andreas Maercker z Uniwersytetu w Zurichu, zauważają, że w społeczeństwach indywidualistycznych wzrost potraumatyczny jest powszechnie używaną metaforą wskazującą na pożądaną reakcję na skrajne przeciwności losu. W efekcie społeczne oczekiwania tworzą presję, do tego by ukrywać swoje cierpienie. Dobrze obrazuje to przykład z badań przeprowadzonych, wśród norweskich żołnierzy po wojnie w Iraku. Ci z nich, którzy 5 miesięcy po powrocie do domu podkreślali, jak bardzo pozytywnie doświadczenie wojny wpłynęło na ich rozwój, 10 miesięcy później zgłaszali najwięcej objawów stresu pourazowego .

Jest jeszcze coś, co kiedyś rozwinę na blogu, generalnie rzecz biorąc ludzie wierzą, że kiedyś byli gorsi niż dzisiaj. Dyskredytując siebie w przeszłości, komplementują siebie w teraźniejszości. Mało tego, często wydaje nam się, że zauważamy zmiany na lepsze u siebie, ale nie u innych osób. A skoro tak, to nie tylko potraumatyczny, ale też każdy inny rozwój, który u siebie obserwujemy, może być tylko iluzoryczny.

Nie powinniśmy wątpić w to, że wielu ludzi zmienia się na lepsze po tym, jak doświadczyły czegoś bardzo złego. Psychologowie i terapeuci podkreślają jednak, że oczekiwanie od ludzi, którzy doświadczyli traumy, że dzięki temu zdarzeniu zmienią swoje życie na lepsze, może być po prostu szkodliwe. Opisany na początku Dwayne Fields potrzebował wycelowanego w swoją głowę rewolweru by zacząć żyć naprawdę. Zauważcie jednak, że już wcześniej, grożono mu pistoletem i kłuto nożem, a te doświadczenia niczego w nim nie zmieniły. Tak sobie myślę; co by musiało się stać, byśmy my zaczęli żyć lepiej już dzisiaj. Wiem, to zabrzmi naiwnie i mało dekadencko, ale może nie czekać, tylko po prostu zmienić swoje życie na lepsze?