Piękni dwudziestoletni, nieszczęśliwi

Coraz więcej badań pokazuje, że to nie osoby w średnim wieku, lecz ludzie młodzi doświadczają dziś najgłębszego spadku dobrostanu. Z czego wynika ten niepokojący zwrot i dlaczego klasyczna krzywa „U” szczęścia przestaje pasować do współczesnego świata?

Piękni dwudziestoletni, nieszczęśliwi

Przez lata było „U”. To samo „U”, które w fizyce symbolizuje napięcie elektryczne, w chemii uran, a w literaturze ma się kojarzyć z ustami. W przypadku badań nad szczęściem „U” opisywało zależność pomiędzy wiekiem a szczęściem.

Jak wyglądała klasyczna krzywa szczęścia?

Na początku była młodość. Jesteśmy od niedawna pełnoletni, nieokrzesani, z dowodem w portfelu, często na koszt rodziców jadący na ustawieniach easy mode. Z wyglądu i stanu zdrowia najczęściej „homo sapiens – wersja demonstracyjna”. Na masę naszych ciał w dużej mierze składają się plany, wizje, cele; szczególnie te, do których realizacji bierzemy się „od jutra”. Od naukowców wiemy, że wtedy zwykle byliśmy szczęśliwi.

Potem przychodzi wiek średni. A tu klops – w tym okresie szczęście spada. Dramatycznie. Na samo dno. Marzenia są, jak latawce ściągnięte na ziemię. Taplamy się w mieszance trudu utrzymywania się na powierzchni i odpowiedzialności za innych. Lepiej rozumiemy świat, ale za to patrzymy na niego z mniejszym zachwytem. Niewykorzystane szanse zostawiamy za zamkniętymi drzwiami. Szukamy spokoju. Dziwimy się, dlaczego kiedyś chciało nam się w piątki chodzić na imprezy. Marzymy ostrożnie.

Aż w końcu następuje faza dojrzałości użytkowników troskliwie nacieranych kolan. Czas szczęśliwości jak z reklamy funduszu emerytalnego. Stajemy się tymi, którzy wiedzą. Nie musimy już biegać za czymś, co inni uważają za ważne. Tyle że to nie jest rezygnacja, to luksus selekcji. Już wiemy, że pośpiech nie dogoni sensu, i że jest tylko jedna zasada, która ma znaczenie: „ja nic nie muszę, ja tylko i wyłącznie mogę”.

A zatem nauka mówiła, że nasze życie jest w kształcie litery „U” — najpierw szczęście w młodości, potem dołek średniaków i powrót do szczęścia w okresie siwienia włosów i usztywniania stawów.

Rozpacz wśród 18–24-latków

Ten obraz zmian poziomu szczęścia w przebiegu naszego życia tak często znajdował potwierdzenie w badaniach naukowych, że zaczęliśmy wierzyć, iż taka już jest natura naszego życia. Jeszcze w 2020 roku David Blanchflower opublikował wyniki badań przeprowadzonych w 145 krajach, potwierdzające, że zależność między szczęściem a wiekiem ma kształt litery „U”. Określił też na 50 lat średni wiek, w którym poziom naszego szczęścia jest najniższy. Z tym jednak zastrzeżeniem, że w różnych krajach ten wiek jest inny: w Polsce najmniej szczęśliwi byli 55-latkowie, ale na przykład w Australii dno obserwowano u osób w wieku 41 lat, w Danii 43, a w Wielkiej Brytanii 45.

Tyle, że ten sam autor, David Blanchflower, wraz ze współpracownikami niedawno opublikował artykuł, w którym pokazał, że dotychczasowy wykres zależności szczęścia i wieku wygląda dzisiaj inaczej. To nie osoby w średnim wieku czy starsze, ale ludzie młodzi najczęściej doświadczają negatywnych emocji. Badano doświadczenie rozpaczy. Za osoby pogrążone w rozpaczy uznano takie, które w ciągu 30 dni poprzedzających badanie codziennie odpowiadały, że ich zdrowie psychiczne nie jest dobre.

Co się okazało? Otóż o ile w przeszłości pogrążanie się w rozpaczy było najpowszechniejsze wśród osób w wieku między 25 a 44 lata o tyle w ostatnich dekadach znacząco wzrósł odsetek pogrążających się w rozpaczy osób młodych. Analiza danych zbieranych co roku od 400 tysięcy amerykańskich respondentów pozwoliła badaczom stwierdzić, że jeszcze do niedawna — do roku 2018 — większość problemów z kondycją psychiczną zgłaszały osoby w przedziale od 45 do 70 lat. Począwszy od roku 2019 największy odsetek nieszczęśliwych jest wśród ludzi młodych (18–24 lata). W 2024 roku rozpaczy doświadczyło 6,6% młodych mężczyzn (ponad dwukrotnie więcej niż w roku 1993) i 9,3% kobiet (trzykrotny wzrost względem roku 1993).

Co pokazują dane z USA, Europy i projektu Global Minds?

Jeżeli pomyśleliście coś w rodzaju: no tak, ale Ameryka jest daleko a Amerykanie są jacyś dziwni- to mam złe wieści. To nie jest amerykański fenomen. To, co zaobserwowano w Stanach, widać też w innych krajach. Podobne tendencje zaobserwowano między rokiem 2020 a 2025 w 42 krajach objętych projektem Global Minds.

Niektórzy z nas będą oczywiście twierdzić, że obserwowane wzrosty biorą się głównie z tego, że dzisiaj łatwiej ludziom mówić o tym, że z ich psychiką jest coś nie tak. To na pewno częściowo prawda: słabnie piętno, jakim naznaczano osoby doświadczające trudności psychicznych, więc łatwiej nam się do nich przyznać. A też mam nieodparte wrażenie, że dla niektórych fakt chodzenia do terapeuty jest wręcz powodem do dumy. To jednak nie tłumaczy rosnącej liczbę samobójstw i hospitalizacji choćby z powodu zaburzeń odżywiania, a także coraz powszechniejszej  otyłości i wycofania społecznego młodych ludzi. To są fakty potwierdzające, że zdrowie psychiczne młodych ludzi się pogarsza. Nie ma co do tego wątpliwości.

No dobrze, diagnoza postawiona, ale co z tym zrobić? Aby coś leczyć, trzeba rozumieć przyczyny. Badania na ten temat trwają, tyle że ich wyniki są niejednoznaczne.

Ktoś powie: „to wszystko przez COVID”. Niby tak, tyle że młodzi zaczęli pogrążać się w rozpaczy na kilka lat przed pandemią. A zatem choć COVID mógł przyczynić się do szybszego pogorszenia zdrowia psychicznego młodych ludzi, nie był jego bezpośrednią przyczyną. Tak na marginesie: nie drażni Was to, że za wszystko co złe wini się wirusa?

Smartfony, media społecznościowe i zdrowie psychiczne

A inne wytłumaczenie? Dzisiaj najczęściej wskazywaną przyczyną pogarszania się stanu zdrowia psychicznego wśród młodych ludzi jest intensywne korzystanie z internetu i smartfonów. Mamy na to coraz więcej dowodów. Pozwólcie, że przytoczę przykłady. W jednym z badań zaobserwowano, że zarówno u chłopców, jak i dziewcząt intensywne korzystanie z mediów cyfrowych wiązało się z około dwukrotnie wyższym ryzykiem niskiego dobrostanu lub ryzykiem wystąpienia problemów ze zdrowiem psychicznym. Co ciekawe, to samo badanie pokazało, że niewielkie użycie wiązało się nawet z nieco wyższym dobrostanem niż całkowity brak korzystania. Wnioski z innych badań przeprowadzonych w USA, Wielkiej Brytanii, we Włoszech i w Hiszpanii wprost wskazują na fakt, że używanie mediów społecznościowych negatywnie odbija się na dobrostanie i psychicznej kondycji młodzieży. A jednym z głównych powodów może być to, że sociale zabierają czas, który mógłby być przeznaczony na robienie — nie bójmy się nazywać rzeczy po imieniu — bardziej sensownych i rozwijających rzeczy.

Szczególnie ciekawe są też wyniki badań nad skutkami odstawienia ekranów. W jednym z nich uczestnicy przez dwa tygodnie ograniczali rekreacyjne korzystanie z ekranów, a ich przestrzeganie zaleceń monitorowano za pomocą aplikacji i liczników czasu przed ekranem. Na początku i na końcu eksperymentu oceniano ich samopoczucie, nastrój oraz poziom stresu mierzony biomarkerami w ślinie. Wyniki pokazały, że osoby, które faktycznie ograniczyły czas przed ekranem, odczuły wyraźną poprawę nastroju i ogólnego dobrostanu w porównaniu z grupą kontrolną (choć nie zmniejszyło to ich poziomu stresu).

Chociaż ekranom i social mediom poświęca się dużo uwagi w dyskusji na temat kondycji psychicznej ludzi młodych, to wydaje się, że sprowadzanie całej sprawy tylko do tego czynnika nie jest dobrym pomysłem. Istnieją jeszcze potencjalne inne wytłumaczenia, których albo nie rozpoznaliśmy, albo — co też bardzo prawdopodobne — nie zbadaliśmy. W tym kontekście wskazuje się na przykład na to, że praca zawodowa nie daje młodym tego, co dawała ich rodzicom, gdy ci byli młodsi. Brakuje w niej możliwości samorealizacji, celów, do których warto dążyć, a których osiąganie stanowi ważny element naszego życia.

Co dalej? No cóż, jeśli chcemy odwrócić ten niebezpieczny trend, musimy poważnie potraktować zarówno dane naukowe, jak i codzienne doświadczenia młodych ludzi, zamiast sprowadzać ich trudności do „smartfonów i lenistwa”. Bo choć nie mamy jeszcze wszystkich odpowiedzi, jedno jest pewne: przyszłość naszego dobrostanu zależy od tego, jak szybko zrozumiemy nowe źródła młodzieżowej rozpaczy — i jak mądrze na nie zareagujemy.